poniedziałek, 19 września 2011

Biegnę z materiałem do przodu. To plus,choć nie trzymam się terminów (z powodów,które opisałam niżej) i chyba stworzę sobie "nowe" ;) Muszę mieć jakieś 'deadline' - to mnie motywuje.
Codziennie bardziej tego chcę, ten światek ciągnie mnie do siebie a ja wcale się nie opieram :)
Wieczorami (nocami?) oglądam różne programy dokumentalne z operacji i "jaram" się widząc tę misterną sztukę. Tylko, do licha, dlaczego widok krwi,wnętrzności i wszystkiego co ludzkie mnie nie rusza a gdy pielęgniarka podaje pacjentowi zastrzyk to się wzdrygam? :) Widok igły,która przebija ten cienki naskórek i unosi go do góry przyprawia mnie o dreszcze. Co innego skalpel- tniiiij,tniiiij.

Jedyne czego nie mogę jeszcze opanować to umiejętność "rozdwojenia".gdy skupię się na chemii to daleko mi do biologii i odwrotnie. Dam radę. Będzie coraz lepiej.

3 komentarze:

  1. :) Doskonale rozumiem:)
    Marzę o tym nocami, oglądam programy, uczę się. Też jestem starsza od innych maturzystów. Ale czym jest parę lat jeśli walczy się o coś tak wielkiego i pięknego? :)

    Trzymam kciuki za Ciebie. Będę tu wpadać i Cię dopingować:) Przeczytałam w całości Twojego bloga (właściwie dwa) i czuję jakbym troszkę Cię znała. Cieszę się, że się nie poddałaś- wytrwałość to cecha zwycięzców!:)

    :) Proszę powiedz czy jakaś szczególna uczelnia marzy Ci się najbardziej?:):)

    Pozdrawiam:), Blanka

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Cześć Blanka, jak miło!! Dziękuję Tobie bardzo. U mnie w grę wchodzi wyłącznie Poznań.

    OdpowiedzUsuń
  3. z doświadczenia wiem, że najgorzej jest zrobić pierwszy zastrzyk,bo czuje się taką niepewność, strach.. Przynajmniej ja czułam, a później idzie już jak z płatka, kwestia przyzwyczajenia się :)

    OdpowiedzUsuń