Zdecydowałam się napisać to tutaj i prosić Was o pomoc, gdyż wiem,że zaglądają tu studenci medycyny w różnym stopniu "zaawansowania".
Sprawa wygląda tak...
17-latka (za 2 miesiące 18lat) przyznała się swojej młodszej kuzynce,że coś dzieje się z jej piersią . Kuzynka powiedziała to mamie,która "opiekuje się" ową 17-latką (jej rodzice kompletnie odpuścili sobie rodzicielstwo). Po jakimś (!!) czasie poszła z nią do lekarza rodzinnego,który natychmiast wysłał ją do onkologa.
Okazało się,że dziewczę ma wciągnięty sutek, zmienioną barwę otoczki, sączy się jakaś cuchnąca wydzielina a w dodatku wyczuwalny jest guz.
Onkolog (w szpitalu dziecięcym) powiedział o swoich podejrzeniach nowotworu i kazał przyjść za 3 tygodnie na...USG i zapytał "dlaczego tak późno?"
I tu pojawia się szereg moich pytań. Czy to normalne postępowanie,gdy objawy są tak poważne i podejrzenia niemal jednoznaczne? Czekanie 3 tygodnie na prostą diagnostykę???
Czy dziewczyna może leczyć się w szpitalu dla dorosłych,skoro niedługo osiągnie pełnoletność?
Mam możliwość przyspieszenia jej wizyty u onkologa,ale dla dorosłych.
Inną sprawą jest postawa ciotki,której nie chce się cyt "latać po lekarzach" a sama zainteresowana jest zbyt nieśmiała, niedouczona i niedojrzała by wziąć sprawy w swoje ręce.
Będę wdzięczna za jakieś sugestie.